Kiedy dusze wędrują po świecie

Jakie tradycje na Wszystkich Świętych i Zaduszki kultywowaliśmy kiedyś na Podhalu? Dlaczego kładziemy na grobie kwiaty i palimy znicze? Co mają ze sobą wspólnego redyk jesienny i Halloween?

W noc poprzedzającą Wszystkich Świętych duchy wychodzą z grobów. Potępieni udają się wszędzie tam, gdzie straszyć powinno: na mosty, pod bramy cmentarza, na rozstaje dróg, do lasów, starych młynów i na urwiska. Straszą, mamią, wodzą na manowce.

Niesamowitych stworzeń nie brakuje pod Tatrami i na co dzień. Przy potokach i jeziorach czyhają przecież topielce, młodych mężczyzn kuszą boginki-dziwożony, niepogodę zsyłają płanetnicy, we śnie duszą ludzi zmory, mary i siodełka, a na odludziach sprowadzają na manowce dzikie światełka. Nie mówiąc o strzygach i upiorach.

Na Wszystkich Świętych jednak i w Dzień Zaduszny obecność innego świata jest o wiele silniejsza. Wtedy bowiem otwierają się bramy pomiędzy naszym światem a światem duchów. Trzeba zachować szczególną ostrożność.

Spotkania z duchami

Dusze zbawionych wyglądają na pierwszy rzut oka zupełnie jak ludzie. Duchy poznać można po tym, że unoszą się nieco nad ziemią lub są półprzezroczyste. Zwykle milczą.

Wójt Lasak z Zubsuchego, dzisiejszego Zębu, wybrał się w dzień Wszystkich Świętych do lasu kraść drewno, mimo iż wykonywanie jakiejkolwiek pracy w ten dzień jest surowo zabronione. Kiedy przejeżdżał koło cmentarza w Poroninie, zamarł ze strachu. Przy bramie cmentarza spod ziemi wyłaniał się korowód postaci w długich białych szatach. Przekraczały w milczeniu drogę i kierowały się w stronę kościoła. Mimo strachu musiał je wszystkie przepuścić. Nie zrobiły mu nic złego. Znikły we mgle tak nagle, jak się pojawiły. Podobny korowód duchów w kościele w Białym Dunajcu napotkała nad ranem pani Blażycowa.

Złe, pokutujące dusze przeciwnie – ukazują się pod postaciami zwierząt. Inny chłop z Zubsuchego, wracając do domu z Zakopanego, napotkał koło mostu wielkiego białego psa. Zdzielił go kijem, lecz pies, zamiast skulić ogon i uciec, robił się coraz większy. Szybko stał się ogromny, większy niż człowiek, większy niż koń, miał świecące ślepia i ostre zębiska. Chłop jednak wiedział, że to tylko duch. Wyjął wędzidła koniowi, bo taki właśnie jest sposób na mamienie przez zjawy. Do domu dotarł szczęśliwie.

Gospodarz z Poronina nie miał tyle szczęścia. Gdy wracał do domu na skróty przez polany z lasu wyskoczył wprost na niego dorodny jeleń. Pechowiec zaczął uciekać, lecz zauważył psa gryzącego się z kotem. Jeden szczegół był zadziwiający: zwierzęta stały na tafli wody jak na ziemi. Wszystkie te wydarzenia tak go przestraszyły, że wróciwszy do domu, zmarł na zawał.

Grzesznicy powrócić mogli pod postacią kota czy psa. Jeśli byli skąpi i nieuczciwi i „obdzierali” innych z pieniędzy, za karę powracali jako obdarte ze skóry koń lub cielę. Były jednak wyjątki od tej zasady: pod postacią zwierzęcia potrafił powrócić gazda do domu, który sam wybudował i zamieszkiwał w nim jako wąż lub łasica. Jeśli w zwierzęciu rozpoznano dawnego gospodarza od żadnym pozorem nie wolno było zrobić mu krzywdy.

Nie pracuj we Wszystkich Świętych

W ten dzień nie można pracować ani wykonywać żadnych robót z myślą o następnym dniu, bo wtedy wściekłe duchy zniszczą jej efekty.

Maria Papież z Poronina obierała we Wszystkich Świętych ziemniaki, a w nocy usłyszała dźwięk obieranych ziemniaków i plusk, gdy zostały wrzucane do wody. Gdy wstała rano, wszystkie ziemniaki były rozrzucone po izbie.

Kobieta poprosiła księdza, żeby odprawił  we Wszystkich Świętych mszę i mu zapłaciła, on jednak tego nie zrobił, dlatego po śmierci musiał odprawiać co nocy tę mszę w kościele jako duch. Każdego, kto spróbował wejść do kościoła w czasie mszy, duch dusił. Pewnego dnia pojawił się student z Krakowa, który powiedział, że będzie służył nocą do mszy i pomagał księdzu, żeby wybawić go od kary, i duch księdza przestał się pokazywać.

Białe kwiaty dla dzieci, fioletowe dla starszych

Wiele zwyczajów, jakie kultywujemy dzisiaj w dzień Wszystkich Świętych, jest bardzo starych. Inne, wprost przeciwnie, znane są od niedawna. – kwiatami dekorujemy groby dopiero od początku XX wieku. Na Słowacji wcześniej istniał zwyczaj kładzenia na grobach kwiatów z papieru lub bibuły, a ich kolor zależał od wieku zmarłego – dzieci dostawały kwiaty białe i różowe, a osoby starsze niebieskie i fioletowe.

Znicze to relikt dawnego zwyczaju palenia ognia na Dzień Zaduszny. Jedni mówili, że ogień miał oświetlić duszom drogę na tamten świat, żeby nie zostały z nami, inni palili ognie, żeby duchy mogły się ogrzać. W Nowym Targu istniał zwyczaj palenia ognisk na polach i umieszczania pochodni na grobach krewnych.

Zwyczajem kultywowanym do dziś są wypominki – wspominanie tych, którzy odeszli. To z nim przede wszystkim kojarzymy dziś dzień Wszystkich Świętych. Na pragmatycznym i bardzo ceniącym ziemię Podhalu poza członkami rodziny czy postaciami ważnymi dla społeczności „wypomninano” również duszę osoby, od której kupiło się pole, dom lub którejś coś się zawdzięczało, szczególnie jeśli nie miała ona rodziny.

Uczta dla zmarłych

Jak członków rodziny podejmowano dusze na Słowacji. Na Orawie i Liptowie w nocy z pierwszego na drugiego listopada zostawiano dla nich na stole część wieczerzy i pilnowano, by nie zabrakło chleba i masła. Kto miał fundusze lub znał na tyle duchy swoich bliskich, że wiedział, iż sprawi im to radość, zostawiał butelkę palenki.

Warto było zostawić na stole nóż, żeby zmarli mogli odkroić sobie kromkę chleba. Niektórzy mówili, że dusze, które nie znajdą noża, będą przez cały rok płakały z głodu. W każdym domu na Wszystkich Świętych przygotowywano jedno nakrycie więcej, zupełnie jak na Wigilię. W Maniowach natomiast rzucało się na groby bliskich chleb.

Biednym ludziom rozdawano jedzenie w zamian za modlitwę za zmarłych. Dawano im świeżo upieczony chleb oraz mniejsze bochenki zwane duše lub dušičky. Tak właśnie do dzisiaj nazywają się na Słowacji Zaduszki: Dušičky (czyt. dusziczki). Tego dnia dobrze traktowano żebraków, czyli „dziadów”, dawano im jałmużnę, karmino,  bo byli jedną nogą na tamtym świecie i mogli wstawić się za żywymi. Nieprzypadkowo obrzędy na północy Polski, Litwie i Białorusi nazywają się Dziady.

Średniowieczny zwyczaj płacenia biednym za modlitwę za zmarłych odnajdziemy dzisiaj w zupełnie innej formie. Wszyscy go znamy: to halloweenowa tradycja trick or treat – cukierek albo psikus – polegająca na tym, że dzieci w strasznych przebraniach pukają do drzwi i zbierają słodycze (ktoś wyliczył, że zjadają przy tym dniu średnio 7000 kalorii).

Halloween pod Tatrami

Halloweenowe przebrania mają symboliczny cel: odgonić złe duchy, przestraszyć je lub wmówić im, że jest się jednym z nich. W podgórskich wioskach organizowano z tep powodu procesje w strasznych maskach.

Całkiem możliwe, że dawne zwyczaje u stóp Tatr oraz dzisiejsze obchody Halloween mają ze sobą wiele wspólnego. Słowaccy naukowcy zauważają, że słowiańskie zwyczaje podobne są do celtyckich, gdyż przez pewien czas Celtowie mieszkali po obu stronach Tatr. Pozostałości wierzeń celtyckich i pamięć o dawnych rytuałach z pewnością wpłynęły na duchowość Słowian.

Nazwa Halloween wywodzi się od anglojęzycznej nazwy Wigilii Wszystkich Świętych, czyli All Hallow’s Evening, skróconej do hallow + een. Sama tradycja pochodzi jednak z Irlandii, a jej źródłem jest święto Samhain, czyli celtycki Nowy Rok – to święto ma związek z pasterstwem i wypasem. Celtycki początek lata, święto Beltane, wypadające w nocy z 30 kwietnia na 1 maja, związane jest z czymś w rodzaju naszego wiosennego redyku (u nas na św. Wojciecha – 23 kwietnia). Stada przeprowadzane są z zimowych pastwisk na wyżej położone pastwiska letnie, na hale. Zarówno dziś na Podhalu, jak i dwa tysiące lat temu na ziemiach zamieszkanych przez Celtów, cały sezon wypasowy zaczynał się od rozpalenia świętego ognia.

W Samhain stada schodziły na dół, kończyło się lato, zaczynała ciemna część roku. Na Podhalu owce schodzą o wiele wcześniej, a odbywa się to koło św. Michała, 29 września.

Palenie ognia, korowód świętych, odpędzanie duchów strasznymi maskami, wspólne ucztowanie – obchody Wszystkich Świętych oraz amerykańskie Halloween mają ze sobą więcej wspólnego, niż na pierwszy rzut oka się wydaje.

tekst: Hubert Jarzębowski

Źródło:

Józef Skupień, Wierzenia ludowe na Podhalu w dzień Wszystkich Świętych, „Rocznik Podhalański” t. 2, 1979, s. 189-190.

K. Kwaśniewicz, Zwyczaje doroczne Górali Podhalańskich, wczoraj i dziś, Nowy Sącz 1996.

U. Janicka-Krzywda, Gaździna Śmierć, „Tatry TPN” nr 4 (18), 2006, s. 110-112.

U. Janicka-Krzywda, K. Ceklarz, Czary góralskie. Magia Podtatrza i Beskidów Zachodnich, Zakopane 2014.

Powiązane zdjęcia: