Musiał się dowiedzieć, czyja to sprawka. Ktoś mu powiedział, że wigilię świętej Łucji czarownice tańcują na rozstajnych drogach za wsią. „Która pierwsza do ciebie podejdzie – ta jest winna”. Niestety metoda ta miała ten minus, że równała się pewnej śmierci, ponieważ rozwścieczone jędze ukręcały łeb każdemu, kto je podglądał.
Baca Tomek z Koziej Góry poradził Jendrkowi, żeby poszedł do Maniów, kupił gliniany garnek, założył go sobie na głowę i dopiero poszedł podglądać czarownice. Jendrek tak zrobił i w wigilię świętej Łucji poszedł na rozstajne drogi. Było dokładnie tak jak w opowieściach! Z każdej strony wyskoczyły na niego czarownice, jęcząc i szczerząc zęby. Jedna złapała go za głowę i szarpała za włosy, jednak Jendrek, chroniony garnkiem, uderzył ją pięścią w kufę i urwał rzemień, którym była przepasana – ten z jego spodni.
Na drugi dzień spotkał Jagnieskę z Zowody i zobaczył, że ta ma pod okiem sianiaka. Przejrzał ją! Ona wiedziała, że on wie. On wiedział, że ona wie, że on wie. Złe czary ustąpiły, miał spokój.
Dobry zwyczaj – nie pożyczaj Drugą formą obrony przed czarownicami był całkowity zakaz pożyczania czegokolwiek w wigilię świętej Łucji, obowiązujący zresztą na całej słowiańszczyźnie.