W Burgenlandzie zaspokoisz wszystkie zmysły. Zwłaszcza smak i słuch doznają niebiańskich rozkoszy. Wzrok i węch tylko wzmocnią wrażenia
Zaledwie 6 -7 godzin jazdy samochodem od Zakopanego znajduje się kraina zielonych łagodnych wzgórz porośniętych winnicami, poprzecinanymi trasami rowerowymi. Łączą one urokliwe miasteczka, pełne zamków i kościołów oraz pamiątek po wspaniałych europejskich kompozytorach. Muzyka Józefa Haydna i Franciszka Liszta rozbrzmiewa nie tylko w czasie festiwali, ale również w czasie niemalże codziennych koncertów, które odbywają się w zabytkowej przestrzeni. Mieszkańcy tego regionu chwalą się 300. pełnymi słońca dniami w ciągu roku. W winnicach czekają setki rodzajów win do degustacji, a w restauracjach i gospodach przepyszne kulinarne niespodzianki.
Różowy neon z nazwiskiem kompozytora
Zamek wybudowany przez węgierskiego arystokratę i mecenasa sztuki księcia Mikołaja Józefa Esterhazy von Galantha miał być węgierskim Wersalem. Josef Haydn zaczął pracować dla księcia w 1761 roku. Przez 10 lat skomponował 126 oper, które wystawiano w zamkowym teatrze. Do dziś to miejsce zachwyca polichromią i akustyką. W sumie na służbie u rodziny Esterhazych Haydn spędził 40 lat.
Nad wejściem do muzeum Haydna świeci różowy neon z jego nazwiskiem. To zapowiedź modernistycznie urządzonego wnętrza. Tapety z wzorem główek kompozytora mogą jednak robić nieco makabryczne wrażenie. Haydna pochowano bowiem bez głowy. Pośmiertnie zwolennicy frenologii odcięli mu ją, by zbadać, gdzie w czaszce zlokalizowany jest geniusz artysty. Do grobowca kompozytora wróciła dopiero w 1953 roku. Wystroju dopełnia wykładzina w pastelowych kolorach z czerwonym szlaczkiem. Na ścianach wiszą portrety pracodawców Josefa Haydna . Dwie złote kolumny poprzedzają portret Księcia Mikołaja. – ten wystrój można pokochać lub znienawidzić, ale nie można być wobec niego obojętnym – przekonuje Sabina jedna z tutejszych doświadczonych przewodniczek. Muzyka rozbrzmiewa wszędzie, czy to w nowoczesnych czy w wystylizowanych na wnętrze opery z okresu z przełomu baroku i klasycyzmu pomieszczeniach.
Zamkowa ekspozycja, to nie tylko pamiątki po kompozytorze, to również wspaniałe piwnice z historią wyrobu i przechowywania wina, barokowe wnętrza i kolekcja porcelany oraz sreber. Zamek ma swoją „białą damę” – Melinda Esterhazy primabalerina Budapesztańskiej Opery. W 1946 roku Melinda wyszła za mąż za księcia Paula V Esterhazy. Chodź małżeństwo przechodziło ciężkie chwile, ( książę został aresztowany przez komunistyczne władze Węgier i kilka lat spędził w więzieniu. Po powrocie nie był już tym samym człowiekiem. Schyłek wspólnego z życia małżeństwo spędziło w Szwajcarii ) ekspozycja poświęcona Melindzie nosi tytuł „Dostałam od życia tak wiele”
Winogrona i czereśnie
Bergkirche – kościół Haydna góruje nieco nad Eisenstadt . Nie można pominąć tego barokowego cacka nie tylko ze względu na przejmującą kalwarię, ale przede wszystkim na grobowiec Haydna. Tu też króluje wspaniała muzyka. Barokowe miasteczko Rust wita bocianimi gniazdami na dachach domów. W wielu z nich otwarte drzwi rodzinnych piwnic oferują wyjątkowe wino. Taki trunek może mieć smak tylko tutaj.
Z Andreą Strohmayer spotykamy się co prawda wśród owocujących już winnic, ale to drzewo czereśni daje nam upragniony dziś cień – chwila wytchnienia w tym 36 stopniowym upale. Cień czereśni, to pierwsza z kilkudziesięciu zalet tego drzewa – przekonuje Andrea. Niemalże z czułością opowiada o odmianach owoców i o tym jak powoli zaczęły znikać z krajobrazu jej rodzinnej miejscowości. Ona wraz z kilku zapaleńcami postanowili coś z tym zrobić. Założyli stowarzyszenie. Co roku organizują wydarzenia propagujące ten słodki owoc. Zaczynają w kwietniu kiedy drzewa pokrywają się białym kwieciem. Na kwitnienie przyjechał raz nawet sam ambasador Japonii. Kiedy owoce są już dojrzałe Andrea i jej przyjaciela urządzają zawody w wypluwaniu pestek. Kobieta przyniosła na nasze spotkanie pestki o różnej fakturze i wielkości. – wiecie jaki jest rekord – pyta? – Dwadzieścia siedem metrów. To bardzo poważne zawody – dodaje.
Spacerujemy wśród winnic . Próbujemy winogron, ale są jeszcze zbyt cierpkie. Droga, którą podążamy obsadzona jest czereśniami – to również ścieżka rowerowa. Niespieszna jazda wśród kwitnących drzew to musi być wielka przyjemność, a w tym regionie jak podają przewodniki jest ponad 3 tyś km niewymagających tras rowerowych. Wypożyczalnie rowerów również tych elektrycznych jak i całą infrastrukturę dla miłośników dwóch kółek można znaleźć co krok.
Andrea zbiera owoce z kilkuset drzew rocznie, choć nie ma swojego sadu. – Właściwie nikt już nie ma takich sadów. Ludzie wycinają drzewa żeby móc na działkach budować domy. Ja dzierżawię od innych drzewa, które jeszcze pozostały. Jedno u jednego sąsiada, trzy u drugiego i tak dalej W sezonie wynajmuję pracowników do zbiorów i przygotowywania przetworów. Pomaga też moja mama i teściowa – opowiada kobieta ubrana w podkoszulek w czereśnie i spódnicę koloru… czereśni. Dziś wstała o piątej rano, żeby nie pracować w upale. Przygotowywała przetwory. Muszą być zrobione ze świeżych owoców. Spacerujemy wśród starych piwnic. Nad wejściem do jednych zaprasza postać rozbawionego bahusach do innych Matki Boskiej z dzieciątkiem, jeszcze inne dawno już nie używane są zarośnięte malinami. Z niektórych ciągle korzystają mieszkańcy . Przechowują ziemniaki i warzywa. Inne to piwnice z miejscem do degustacji. Andrea prowadzi nas do swojej.
Ogarnia nas przyjemny chłód. Stoły przygotowane są do degustacji. Podaje sok z czereśni bez ani jednego ziarenka cukru. Jest doskonały, ale prawdziwą furorę robi musztarda z czereśni i dżem z czereśni i winogron. Wyrobów Andrei próbował nawet Książę Karol ze swoją obecną żoną Kamilą. Podobno bardzo im smakowały. Kto wie może jeden ze swoich dżemów Andrea nazwie Sweet Camilla?
Gut Purbach
Wyobraźcie sobie sypialnię, której drzwi wychodzą wprost do… restauracji. Tak dokładnie jest w Gut Purbach.
Podwórko, do którego wychodzi się wprost z wynajmowanego apartamentu osłaniają platany – tworzą zielony baldachim. W ich cieniu stoją zawsze nakryte stoły. O każdej porze dnia, właściwie nawet do później nocy można tu coś zjeść. To królestwo Maxa Stiegela – kucharza, który ma swój program kulinarny w austriackiej TV. Niestety maestro smaku jest akurat nieobecny, ale trzeba przyznać, że ma godnego następcę. Kosztujemy siedmiu dań, które w karcie Stiegel nazwał Moja Panonia. Zaczynamy od przystawki z melonem, ogórkiem i ziemniakiem poprzez wspaniały delikatny salcesonem ze świnki mangalicy , zupę rybną, czy knedel ze skwarkami z tejże świnki węgierskiej rasy mangalica. Jest oczywiście i deser. Do każdego dania wspaniałe wina. Jest Pino Blanc, Chardone i wyjątkowe pięcioletnie Ruster Aubruch podane do deseru o nazwie „Pocałuj mnie”
Nabucco w Kamieniołomach
W środku łagodnych zielonych Gór Litawskich przeplatają się ze sobą drogi dla aut i rowerów. Ani jedna reklama nie szpeci krajobrazu. Cóż za wytchnienie dla oczu. Nawet informacja o parkingu jest widoczna dopiero w ostatniej chwili. A przecież parking to niemały. Musi pomieścić auta i autobusy, które przywiozą tu pięć tysięcy widzów. Na scenie w kamieniołomach St. Margarethen przez kilka najcieplejszych miesięcy w roku wystawiane są opery.
Kamieniołomy powstały jeszcze za czasów rzymskiej obecności na tych terenach. Stąd też wydobywano kamień na budowę katedry św Stefana w Wiedniu. Na dwie godziny przed spektaklem większość widzów jest już na miejscu. Niektórzy zasiadają przy zarezerwowanych dla nich stolikach. W ofercie pełne menu no i oczywiście tutejsze doskonałe wina, dziś z etykietą Nabucco.
Ci którzy wykupili bilety tylko na widownię mogą zjeść na wielu stoiskach, które rozłożyły się obok niej. Panuje atmosfera radości ze spotkania z przyjaciółmi i lekkiej ekscytacji, co też będzie się działo na scenie. Spektakl oszałamia rozmachem, wykorzystaniem nietuzinkowej przestrzeni i światła. Na scenie artyści z osiemnastu krajów. Dziś obok siebie występują również Rosjanie i Ukraińcy. Kiedy zapada zmrok do orkiestry włączają się cykady. Są idealnie dostrojone.
Jezioro równikowe
Jeziora Nezyderskiego nie zasila żadna rzeka. Powstaje dzięki wodom opadowym. W tym roku tafla nieco się obniżyła. Opadów jak do tej pory było niewiele. To atrakcja w kraju, w którym nie ma dostępu do morza. Restauracje, zapełnione mariny , wycieczki statkiem a nawet niewielka latarnia przyciągają też turystów z Węgier i Słowacji. Tu można znaleźć chłód i wiatr, który delikatnie chłodzi rozpalony dzień.
Burgenland graniczy ze Słowacją i Węgrami. O słusznie minionych czasach w Parku Narodowym Ilmitz przypomina wieża strażnicza. Kiedy te dwa kraje komunistyczne dzieliła od Austrii żelazna kurtyna żołnierze wypatrywali z niej uciekinierów do lepszego, zachodniego świata. Wieża do dziś nie zmieniła swojej funkcji . Tyle tylko, że może wejść na nią każdy i wypatrywać… zwierząt jak choćby szarego rogatego bydła, czy różnorodnych okazów ptaków . Choć te ostatnie lepiej podpatrywać nad brzegiem słonych jezior, których jest kilka na tym terenie. Najlepiej robić to z przewodnikiem , który doskonale zna gatunki tutaj występujące i miejsca ich żerowisk.
Wisienka na torcie
Burgenland to znaczy ziemia zamków. Dla miłośników dworskiego życia z różnych epok to prawdziwy rarytas. W zamku Halbturn – ekspozycja zrekonstruowanych szat cesarzowej Sisi – Elżbiety Bawarskiej cesarzowej Austrii i królowej Węgier. Kreacje, jak byśmy dziś powiedzieli zaskakują nie tylko strojnością i wykonaniem, ale przede wszystkim objętością talii. Wydaje się, że zmieści się w dwóch dłoniach. Cesarzowa była uważana za najpiękniejszą kobietę swojej epoki. Wiele czasu poświęcała na dbaniu o urodę i stosowaniu przeróżnych diet i zabiegów pielęgnacyjnych.
61. letnia cesarzowa została zasztyletowana w Genewie. Mordercą był włoski anarchista Luigi Lucheni, a narzędziem zbrodni zaostrzony pilnik do paznokci, który można oglądać na ekspozycji.
Z jednej strony żal opuścić tak gościnny region z drugiej rozłąkę osładza myśl, że wystarczy wsiąść w samochód żeby po sześciu godzinach znaleźć się w zupełnie innym świecie.