Słowa, których mam dość (relacja z Ukrainy)

– jakoś żyć, żyć mimo wszystko, trzeba jakoś żyć

– straszny, przerażający

– rozdzierający serce

– strach

– zniszczenia, zniszczone miasta i budynki

„Życie zawsze znajdzie sposób”

Ten cytat z filmu „Jurassic Park” nabiera nowego, przerażającego znaczenia w kontekście rozdzierających serce, zniszczonych ukraińskich miast, do których życie powróciło błyskawicznie, aby mieszkańcy mogli jakoś dalej funkcjonować.  No i proszę wszystkie znienawidzone przeze mnie obecnie słowa w jednym akapicie, a nie, przepraszam, brakuje jeszcze

– mam dość.

Mam dość tego typu wywodów, które w założeniu mają chwytać za serca, a tak naprawdę są pustymi ogólnikami. Mnożą się niemiłosiernie i w żaden sposób nie sprawiają, że coś jest łatwiej zrozumieć, czy wczuć się w sytuację miasta, które przeżyło na linii frontu. Nie chcę powtarzać tego typu frazesów, dlatego postaram się ofiarować w zamian kilka historii.

17 nutrii

W Czernihowie mieszkamy w domu nad stawem. Właściciel oswoił sobie żyjące w nim stado nutrii. Gdy tylko wychodził na pomost one przypływały w nadziei na sucharki. W lutym staw zamarzł, gdy zaczęły się ostrzały, a ruskie orki podeszły na tyle blisko, że były w stanie ostrzeliwać poszczególne domy, do stawu wpadło 6 pocisków. Zrobiły wyrwy w lodzie. Żaden jednak nie wybuchł, zaryły się głęboko w mule. – Woda ocaliła dom, – mówi właściciel – gdyby tu była sucha ziemia, siła uderzeniowa zmiotłaby go z powierzchni ziemi. Kiedy się uspokoiło przyjechali saperzy, popatrzyli, pokiwali głowami i zostawili niewybuchy, za głęboko, powiedzieli, byleby nie kąpać się w stawie i pod żadnym pozorem nie kopać. Zostawili tabliczkę z odręcznym napisem – miny i pojechali.

Właściciel pokazuje mi filmiki z siedemnastoma nutriami, pełnia lata, słońce i czarne łapki wyciągające się po sucharki, przywodzą na myśl szopa Nico z bajki o Pocachontas.  Co odważniejsze wchodziły nawet do domu, do kuchni, w której teraz urzędujemy. Najdumniejszy jest kiedy pokazuje mi swojego wnuka w otoczeniu zwierząt. Jego dwie najulubieńsze na świecie rzeczy na jednym filmiku. Po kolejnych ostrzałach większość nutrii zginęła, tylko dwie przeżyły. A jednak jest promyczek nadziei, jedna z nich podobno ma małe. Nie wiadomo ile, bo jeszcze się nie pokazały, ale właściciel jest dobrej myśli.

Siedzimy rano w ogrodzie i ustalamy plan działania na dziś. Chłopaki tłumaczą jak zamknąć drzwi i gdzie zostawić klucze. – Takie tu panują prawa! – śmieją się przedrzeźniając właściciela. – Oprócz nutrii – mówię – ich prawo nie dotyczy, zresztą jestem pewna, że one akurat mają swoje klucze.

Niezłamana

Kiedy zaczęła się rosyjska inwazja na pełną skalę, Czernihów znalazł się na linii frontu. Przez wiele tygodni miasto było odcięte od pomocy humanitarnej, prądu, gazu. Najgorzej było z wodą – opowiada Losza, przyjaciel mojej przyjaciółki Liz, dla którego przywiozłam od niej przesyłkę. – Mój dom mieści się nieco niżej, u nas woda była, dlatego wszyscy sąsiedzi przychodzili do nas. Chcecie zobaczyć akademik, z którego wyprowadziłem się miesiąc przed wojną? Podjeżdżamy pod zniszczony budynek. – Mieszkałem na drugim piętrze, było tam też trochę rodzin z dziećmi. Dzieciaki przychodziły i pytały czy będę dzisiaj grać. Wychodziłem na schody przeciwpożarowe i grałem im na gitarze. Zagłębiamy się w osiedle, dzieci bawią się w leju po bombie, fotografujemy zniszczony samochód. – Co tu robicie? – pytanie pada od strony ławeczki, na której siedzą dwie panie. Starsza, ubrana w ciemną podkoszulkę i spodenki i młodsza ubrana w sukienkę w kwiatki i kapelusik. Niczym żywa ilustracja terminu BBC (baba babi skazala – baba babie powiedziała) odnoszącego się właśnie do takich babuszek, które siedzą przed blokiem i wszystko mają na oku.

Tłumaczymy skąd się tutaj wzięliśmy i co robimy. – No tak. Niezła bomba spadła na ten samochód – mówi ta w szortach. – Jaka bomba? To była rakieta! – poprawia ją ta w kwiatki. – Bomba! – Rakieta! – Bomba! – przekomarzają się. – Wszystko jedno, może i rakieta – mówi babuszka w szortach. – w całym budynku wyleciały okna, pierwszy miesiąc przesiedziałam w schronie. Teraz wolontariusze zalepili okna folią. – Wróciła pani do mieszkania? – Tak, nie mam dokąd pójść, ci z bloku naprzeciwko do tej pory mieszkają w piwnicy. Oni nie mają już dokąd wrócić, u mnie przynajmniej nie wieje.

Kino w Czernihowie jest pięknym przykładem socrealizmu. W zwieńczeniu dumnie prezentuje się logotyp utkany z taśmy filmowej. Od strony placu budynek nie wygląda źle, jednak gdy się go obejdzie, nagle w nos całuje nas destrukcja zza rogu. Bomba spadła dokładnie na salę projekcyjną. Podobno w ostatnich latach kino co raz rzadziej spełniało swoją funkcję, wszyscy mówili o nim jak o centrum kultury dla dzieci. – Wiesz to właśnie tu chodziliśmy sortować śmieci – mówi Liz. – Ale jak to? – nie rozumiem. – Śmieci? – Tu można było oddawać materiały do recyklingu – Wyjaśnia. – Aaaa tak, śmieci.

Do wojny wywożono odpady raz na miesiąc, od lutego raz na tydzień, nawet w czasie ostrzałów. – Jakby na złość – mówię. – Nie, to nie do końca tak, raczej chodzi o to, co nas odróżnia cywilizacyjnie od tych barbarzyńców. Choćby te śmieci. Albo kawiarnia. Mimo tego, że budynek kina mocno ucierpiał, to we frontowej części zaczęła pracować kawiarnia Sowa. Jest takie ukraińskie powiedzenie – połamana, ale nie złamana.

Mowa

Dla osób, które tak jak większość polek i polaków żyją w kraju, w którym tylko jeden język ma status państwowego, sytuacja lingwistyczna w Ukrainie i przed wojną wydawała się mocno skomplikowana. No bo jak to, ktoś kto nie zna ukraińskiego może identyfikować się jako obywatel/ka Ukrainy? Radio i telewizja nadają po rosyjsku, a rosyjskie książki były tańsze niż ukraińskie. Sytuacja jest na tyle skomplikowana, że właściwe jej rozsupłanie zmusiłoby wnikliwą badaczkę do cofnięcia się aż do czasów Rusi Kijowskiej i od tego momentu dokładnego przestudiowania sytuacji geopolitycznej i kulturowej tych ziem. Do czego oczywiście gorąco zachęcam, ponieważ sposób w jaki szeroko rozumiani rosjanie manipulują rzeczywistością i narracją historyczną jest niesamowity i znacznie wykracza poza czasy ZSRR, a nawet i czasy imperializmu. Skupmy się jednak na tu i teraz. Niedawno pojawiło się nowe prawo, które zabrania np. puszczania w przestrzeni publicznej rosyjskiej muzyki.

Hej dziewczyny, słyszałyście o radiu Szanson? – pyta Wołodko.

Niee, a co?

To takie radio, jakby to powiedzieć, które prezentuje twórczość…powiedzmy…

Więzienną – wchodzi mu w słowo Jura.

Tak, więzienną, no szansony po prostu. I w związku z tym wszystko to jest oczywiście po rosyjsku. Kiedy tu jechaliśmy puściliśmy sobie dla beki w samochodzie i zgadnijcie co. Lecą tam teraz tylko francuskie szansony.

To znaczy, że zmiany sięgają naprawdę głęboko, nawet jeżeli na ukraińskie szansony przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać 😉

Zabytki

Zabezpieczone szczelnie zabytki zrobiły na mnie największe wrażenie, kiedy przyjechałam po raz pierwszy do wojennego Lwowa. Szczelnie opatulone kocami ognioodpornymi, zamknięte w metalowych klatkach, obciążonych workami z piaskiem. – Jeżeli jakaś bomba spadnie dokładnie na nie, to i tak nic nie poradzimy, taka prawda – tłumaczy mi Ania, konserwatorka zabytków, która od lat tutaj pracuje – w ten sposób możemy jednak zminimalizować szkody wywołane falą uderzeniową. Front kaplicy Bojmów zamienił się w bezkresne morze blachy falistej. Szczelnie zakryte fontanny na rynku podnoszą na duchu napisami w stylu: jeszcze będziemy cieszyć oczy ich pięknem. Wytrzymajmy tylko jeszcze trochę.

Kolejny symboliczny obraz – pracownia konserwatorska zespołu Ani zamieniona w magazyn z pomocą humanitarną.  Na malutkim pięterku stoi wielki gipsowy odlew rzeźby ukrzyżowanego Jezusa, teraz niemalże całkowicie zastawiony pudłami z pomocą. Już w pierwszych dniach wojny Ania wraz z kolegami i koleżankami po fachu stworzyli organizację Ukraina Pomagamy, która zajmuje się nie tylko pomocą humanitarną, ale przede wszystkim dostarczaniem apteczek wojskowych IFAK (organizację można wesprzeć tutaj). Kilku członków ekipy jest już na froncie, inni zajmują się szkoleniem żołnierzy z taktycznej medycyny.Mimo to zespół nie przerwał prac konserwatorskich.

Na cmentarzu Janowskim zarządca pokazuje nam zniszczoną i pękniętą płytę nagrobną – Kiedy bombili przywoziłem tu rodzinę, myślałem, że na cmentarzu będzie bezpiecznie, jednak tą płytę rozbił kawałek toru z pobliskiego dworca. Odłamki i rykoszety mogą siać zniszczenie nawet w sporej odległości od miejsca wybuchu.

Zbrodnia przeciwko światu

Wojna, która trwa bez przerwy tuż obok nas, zniszczyła świat dla wielu istnień. To nie tylko bestialstwo wobec ludzi, to systematycznie pogłębiana katastrofa klimatyczna. Walki, zwłaszcza w początkowej fazie toczyły się na terenach chronionych, moczarach, bagnach, w okresie lęgowym dla wielu gatunków ptaków. Działania w basenie Morza Czarnego już doprowadziły do śmierci setek delfinów i innych zwierząt morskich. Wzrasta zanieczyszczenie wód gruntowych. Każda rakieta, każdy pocisk są obciążone ogromnym śladem węglowym. A co się stanie kiedy osiągną cel? Jak wielka jest emisja trujących gazów wtedy? A co jeśli będzie to supermarket? W pewnym momencie ruskie orki wzięły na cel sieć sklepów budowlanych Epicentr. Taki nieszczęśliwy los spotkał min. ten w Czernihowie. Strażacy nie mogli ugasić pożaru z powodu braku wody, jedyne co mogli zrobić to zabezpieczyć teren tak, aby ogień nie mógł rozprzestrzenić się na sąsiednie budynki i czekać, aż sklep spłonie do cna. Ile plastikowych butelek może być w takim miejscu? Ile gumy, metalu, blachy, przeróżnych substancji chemicznych? Kłęby czarnego dymu przesłoniły niebo, a dławiący zapach unosi się wiele tygodni po wygaśnięciu pożaru. Gryzący, ostry, sztuczny, wywracający wnętrzności do góry nogami.

W drodze z Buczy na poboczu mijamy cmentarzysko czołgów i pojazdów bojowych. Niektóre zostały przyozdobione przez ukraińskich artystów. W większości są to wizerunki ptaków, symbole wolności, wszystkie w niebiesko-żółtych barwach, powinny napawać optymizmem, ale dla mnie są też złowrogim przypomnieniem, że jesteśmy systemem naczyń połączonych, my bez świata nie przeżyjemy, ale świat doskonale poradzi sobie bez nas.

Zdjęcie, które nigdy nie powstało

Do Czernihowa nie można dostać się zwyczajną drogą – mosty wiodące do miasta zostały zniszczone. Dlatego jadąc z Kijowa trzeba skręcić w odpowiednim miejscu. Trasa wiedzie przez park krajobrazowy wzdłuż rzeki Desny. Jedziemy zielonym tunelem, wyjeżdżamy na most. Rzeka wyjątkowo mocno w tym roku wylała  tworząc mokradła. Przed nami jedzie stary wojskowy uaz. Na pace siedzą żołnierze. Cały obrazek nasuwa skojarzenia z wojną w Wietnamie. Najbliżej brzegu siedzą naprzeciwko siebie starszy i młodszy, młodszy pali papierosa trzymając go kciukiem i palcem wskazującym. Reszta twarzy ukryta jest w cieniu plandeki.  Na drewnianej burcie widnieje napis люди – ludzie. Czyli właśnie to co odróżnia Ukraińców od rosjan. Boję się jednak zrobić zdjęcie na patrolowanym moście, do tego żołnierzom, trochę się też wstydzę, ale moment ten zostanie właśnie najlepszym niezrobionym przeze mnie zdjęciem.

Natalia Jastrzębska

Powiązane zdjęcia: