Drzewo błyskawic
Z małego nasiona
gniewu i bólu
z łez nieotartych
nieprzespanych nocy
rodzi się drzewo
pełne błyskawic
Rośnie samotne
na pustej polanie
latami z deszczem
piorunów
we włosach
Dzikie, krzykliwe
wciąż nawołuje
żeby strącić niebo
do stóp korzeni
i do źródeł
życia
I kiedy drwale
zacierają dłonie
gdy już topory
sięgają po korę
Nad pustą polaną
orły toczą taniec
pikują prosto
do starego gniazda
drzewo błyskawic
znowu je przygarnia
Na ich wołanie
las kroczy już
cały
nie ma polany
bo drzewo błyskawic
dziś urządza żniwa
I nie ma litości
nie ma przebaczenia
za każdą łzę
za jedną
i za wszystkie razem
za każde słowo
i za wszystkie ciosy
co z nienawiścią
rozsadzały ziemię
dziś da odpowiedź
nie będzie łaskawe
jest pełne błyskawic
biegnie razem z lasem
podpalić nasz świat
Śmierć nadchodzi korytarzem
W drewnianym świecie wszystko
pachnie sosną, jesionem i bukiem
piła jest tam matką
a dłuto to tato
W drewnianym świecie ludzie
siedzą grzecznie właśnie
tam gdzie ich posadziłem
a ruch jest ograniczony
uśmiechy mają stan constans
podobnie jak płacz i smutek
W tym drewnianym świecie
jest miejsce na barwy farby
Po zmroku ludzie z drewna
snują opowieści grozy
o ogniu i wodzie
o szalonym drwalu
W drewnianym świecie śmierć
nadchodzi bez kosy
milimetr po milimetrze
pojawia się w korytarzach
podchodzi do serca, przewierca
każdy dostępny odcinek
stołu, stopnia, krzesła
głowy, ręki, oka
Ma chitynowy pancerz
zostawia po sobie tylko strużkę
trocin i wiotczejące postacie
zapadnięte w odruchu