Weterani
prawie przezroczyści
z kołaczącą w sercu
świadomością minionego czasu
pchani doczesnością płyną chyłkiem
bez rozgłosu między nami
artefakty człowieczeństwa
oplecione pajęczyną czasu
tolerowani łaskawie
przez hardą gawiedź
o skrzypiących sumieniach
wyłaniają się z niebytu blokowisk
szczurzych nor znaczonych
fetorem czyhającego końca
czasem tylko klepsydrami
przepraszają za swój cień
oznajmiając współbraciom
że minęli i już nie będą
przeszkadzać żyjącym
nasza genetyczna obojętność
ułatwia im domykanie żywota
a my nie zauważamy wcale
ich rozpływania się
w niebycie
Witraż
Rozbudzona czerń umyka…
Przeszyty porannym słońcem,
budzi się w odłamkach szkła,
wielobarwny wieczny Sfinks.
Zalane jasnym potokiem,
pysznią się młode zielenie,
ostre kolory dostatku,
ciepłe złoto dojrzałości.
Wieczorem gasną spokojnie,
rozpełzają się w nicość.
Okruchy innego świata;
zastygłe w ołowiu