Beata Zalot

Autorka wierszy i opowiadań, w bezsenne noce zajmuje się malowaniem i ceramiką. Pieniądze trwoni głównie na podróże. Rzadko korzysta z biur podróży, unika popularnych turystycznych szlaków. Tak – jak jej koty – lubi chodzić swoimi ścieżkami. Jej ulubionym miejscem wypraw jest buddyjska Azja. Czasem zapuszcza się w inne zakątki świata – do Australii, Indonezji, Wenezueli czy Libanu. Za każdym razem jednak z radością wraca do rodzinnego Gronkowa na Podhalu.

Jej środkiem świata jest oddalona dwa kilometry od domu magiczna Cisowa Skałka. Starzy górale mówili, że mieszkają na niej boginki, które podmieniają dzieci i zwodzą pijaków.

Wychowała się na opowieściach o czarach, urokach, duchach, nawiedzonych miejscach. Zawsze miała szacunek do góralskich obrzędów, zwyczajów, pięknej tradycji. Jej babka Karolina Kobylarczyk (z domu Budz Lepsiok) w młodości była juhaską. Wypasała na Małej Łące, której współwłaścicielami byli jej rodzice. Często wracała we wspomnieniach do tamtych czasów.

Z kolei ojciec zaszczepił Beacie miłość do natury, do pszczół, wędrówek po lasach, do wszelkich stworzeń i do wszystkiego, co zielone. Pszczoły zawsze były nieopodal rodzinnego domu. Ojciec całe dnie spędzał w pasiece. Oswoił ją z tymi owadami, nauczył rozróżniać matkę od robotnic, pokazał taniec pszczół i miejsce, gdzie królowe i trutnie przylatują na jedyne w swoim życiu gody.

Zawsze chciała powrócić w swoje rodzinne strony, mieszkać na wsi, mieć dom z ogrodem i dużą ilością kotów. Dlatego, kiedy pracowała po studiach w Gazecie Wyborczej, zamiast wyjechać – jak inni – dla kariery do Warszawy, uciekła z Krakowa na Podhale i zamieniła etat w ogólnopolskim dzienniku na pracę w lokalnym Tygodniku Podhalańskim.

Dziennikarstwo było jej pasją. Dzięki pracy w TP mogła penetrować okolice w poszukiwaniu ciekawych osób i tematów. Tak poznała Bronka Ciskowego z Leśnicy, uważanego za dziwaka, który próbował zbudować samolot napędzany silnikiem z młockarni, Józefa Kozielskiego, dla którego wydawałoby się nudna praca dróżnika stała się misją czy Józefa Słodyczkę z Ustupu, który był ostatnim prawdziwym folusznikiem na Podhalu. Pisała o artystach, ostatnich pod Tatrami czarownikach, ginących zwyczajach, magicznych miejscach. O niektórych z poznanych podczas pracy osobach napisała także opowiadania.

Była trzykrotną laureatką konkursu dziennikarskiego „Local Press”. Jej artykuł „Dzień dobry, jestem z Warszawy” został uznany za najlepszy reportaż w Angorze w 2015 r.

Przez 13 lat była redaktorką naczelną Tygodnika Podhalańskiego.

Od początku 2025 r. kieruje Witkacy Atelier, nową częścią zakopiańskiego Teatru Witkacy, dedykowaną dzieciom i młodzieży. Organizuje dla nich spotkania, warsztaty, prowadzi Kulturalny Magazyn Młodych. W ten sposób realizuje swoje niespełnione marzenie z młodości – pracuje z młodymi ludźmi.

Jej pasją jest malowanie (pastele i obrazy olejne) i ceramika. Na obrazach utrwala miejsca dla niej ważne – okoliczne pejzaże, zaułki ulubionych podhalańskich wiosek, miasteczek słowackiego Spisza, zakamarki Krakowa, Lublina czy Lwowa. Można w jej malarstwie znaleźć ślady także jej dalszych egzotycznych podróży.

Z kolei lepienie gliny to – według niej – najlepszy sposób na wyrzucenie z siebie złych emocji, wyżycie się. Ciężka fizyczna praca. Stolnica, wałek, kawał gliny, który trzeba zmiękczyć, rozwałkować, a potem można już z niej wyczarować wszystko. W małym pomieszczeniu na strychu powstają misy, talerze, anioły, koty, biżuteria.

W którymś momencie wpadła na pomysł połączenia ceramiki i poezji. Przed autorskim spotkaniem w Piwnicy po Baranami tak tłumaczyła powód wypisywanie swoich wierszy na glinianych tabliczkach: „Czasy nie są dobre dla poetów. Ludzie nie czytają wierszy, tomików nie chcą księgarze. Poezja zeszła do podziemi. Może czas zacząć pisać wiersze na tabliczkach glinianych? Moje tabliczki mają formę liści, liści z mojego ogrodu. Piszę wiersze na liściach i chcę się nimi z państwem podzielić. Chciałabym, by zawędrowały do Waszych domów. By przetrwały nadchodzącą zimę i kolejne pory roku.

Przez dwa lata zbierała liście w swoim ogrodzie, odbijała je w glinie, na każdym z takich liści uwieczniała swój wiersz. W sumie rozdała ponad 500 takich ceramicznych liści – część podczas poetyckiego spotkania w zakopiańskim Teatrze Witkacego, część podczas podobnego wydarzenia artystycznego w „Piwnicy pod Baranami”.

W malarstwie czy ceramice uważa się za amatorkę, w przeciwieństwie do literatury, którą tworzy. Życie jednak bywa przewrotne. Częściej prezentuje swoje obrazy niż swoje wiersze czy opowiadania. Na swoim koncie ma ok. 30 wystaw indywidualnych.

Jako poetka zadebiutowała w 1993 r. jeszcze podczas studiów (filologia polska, Uniwersytet Jagielloński) w Dekadzie Literackiej. Od tego czasu jej wiersze i opowiadania ukazywały się w antologiach, almanachach i czasopismach poświęconych literaturze i kulturze polskiej. Trafiły także na portale internetowe, poświęcone literaturze.

Jej pierwszy tomik poezji pt. „Przesyłki ciszy” wydany przez Ludową Spółdzielnię Wydawniczą ukazał się w 1998 r. Kolejne to: „Szepty” (2008 r),  „Pomiędzy”, Male Wydawnictwo, r. 2008, „Anioł w ogrodzie” (wiersze w tłumaczeniu na język bułgarski),   Wydawnictwo Simolini’94”, Sofia r. 2013 oraz „Po drugiej stronie skóry”, Wydawnictwo Astraia, r. 2018.

W tym samym wydawnictwie „Astraia” ukazały się także dwa zbiory jej opowiadań: „Ozwa” (I wydanie r. 2014, II wydanie – r. 2023) oraz „Opowieści niedoskończone”, r. 2016.

W posłowiu do tomiku „Po drugiej stronie skóry” Piotr Grzesik napisał:

„Poezja Beaty Zalot łączy w sobie impresjonistyczną wrażliwość na Naturę (w każdym prawie tekście pojawiają się obrazy przyrodniczego piękna) z łagodnym, zwykle niedosłownym erotyzmem. Jej bardzo charakterystyczną cechą jest także postawa „modlitewna”, kontemplacyjna – wielbienie świata widzialnego, w który wyraźnie wpisane są znaki sacrum. W wierszach napisanych w ostatnich kilku latach, pojawia się często temat reinkarnacji. Kolejnym nowym, istotnym elementem twórczości poetki są znaki wizyjne – niezrozumiałe w potocznym kontekście, prowadzące gdzieś tam, gdzie nie sięga już dyskurs intelektu (np. „Więc tylko już światło”).                                                                                                                                                                                                                                                                               

Poezja Beaty Zalot przekształca osobiste w uniwersalne, a czasem czyni też odwrotnie – tzw. „wielkie słowa” wpisuje niemal ukradkiem w sprawy „małego życia”, na wskroś osobistego i prywatnego. Proces takiej przemiany metalu nieszlachetnego w złoto w alchemii nazywa się transmutacją” . Proces transmutacji dzieli się na trzy części: zrozumienie materii, rozłożenie jej na czynniki pierwsze, i wreszcie stworzenie nowej, wyższego stopnia materii. I podobny proces odbywa się, kiedy poeta swoje zwykłe życie najpierw próbuje zrozumieć, potem poddaje je rozbiorowi,  aż w końcu, kiedy już zrozumie, że nie sposób niczego zrozumieć, przekształca tę niezorganizowaną magmę w wiersz –  życiosłowo – nadając jej wymiar wszechogarniającego parasola, pod którym schronić się może Każdy.”

Charboły

Kiedy urodziłaś pierwszego syna
i wzięłaś go na pierwszy spacer
a matka mówiła ci,
że za wcześnie

Kiedy chciałaś iść na tańce
Stare buty do sukienki nie pasują

Dowiedziałaś się,
że zginął na wojnie
ale gdzie
bez grobu jak płakać

Kiedy stałaś nad brzegiem rzeki
wydawało ci się,
że nie dasz już rady
ten obcy mężczyzna chwycił cię za ramię

trzeba żyć
uratował Cię albo zmarnował

Ale wtedy w lesie byłaś szczęśliwa
pamiętasz każdą chwilę
potem była burza

A pod podeszwą trzeszczały skorupy ślimaków
na alejce w parku
trudno było ominąć
było ciemno
nie chciałaś zabijać

czy grzechy będą odpuszczone
te z parku i tamte
grzechy matek
ich matek grzechy przodków

Zapiętek i flek
obcas, otok, obłożyna
język

Wtedy nic nie rozumiałaś
nie było jeszcze słów
nie było pamięci

najlepsze buty są z cielęcia
delikatna skóra
nigdy nie obrobi stopy
nie draśnie sumienia

*

Z kolei o jej malarstwie pisał m. in. prof. Stanisław Rodziński, były rektor ASP w Krakowie:

Pastele Beaty Zalot to w moim przekonaniu autentyczny dziennik kogoś, kto patrzy na otaczający świat, przeżywa go i szuka malarskich słów, by ukazać jego piękno, smutek, dynamizm i pojawiające się tu i ówdzie światło.

Ten upór w poszukiwaniu prawdy przeżycia i prawdy wzruszenia pozwala mówić o pastelach artystki jako o bardzo wartościowym i ważnym zjawisku w pełnym zamętu świecie współczesnej sztuki, współczesnego zmagania się artystów z przeżywaniem tego, co widzialne i Niewidzialne”.

Kontakt:

Strona autorska: www.beatazalot.pl

📧 art@beatazalot.pl

Powiązane zdjęcia:

Zakopane
Current weather
Sunrise-
Sunset-
Humidity-
Wind direction-
Pressure-
Cloudiness-
-
-
Forecast
Rain chance-
Wind direction-
-
-
Forecast
Rain chance-
Wind direction-
  • Nikifor - Gdyby mógł przyjechałby koleją - Muzeum Pienińskie w Szlachtowej

REKLAMA

Ukraina 24